Witajcie kochani 🙂
Mam tyle zaległości blogowych, że od dwóch dni zastanawiam się jak uda mi się wyrobić aby wszystko Wam pokazać 🙂
Dziś jednak dla odmiany nie wstawię żadnej pracy. Wiem, że może blog trochę nie o takiej tematyce ale bardzo chcę napisać tego posta aby utrwalić dla siebie przyjemne chwile. Z wielką przyjemnością dzielę się nimi także z Wami….
We wtorek gdy kładłam się spać, nie zdawałam sobie sprawy z tego, że gdziekolwiek uda mi się wyjechać żeby choć na chwilę odpocząć psychicznie od codzienności…. Pomimo tego, że mieszkam na wsi, już od dłuższego czasu marzyłam o tym aby wsiąść po prostu w auto i pojechać przed siebie – gdziekolwiek….
Obudziliśmy się w środowy poranek ok. 9-tej, po czym stwierdziłam, że nie mogę w tak piękną pogodę dłużej siedzieć w przymiastowej wsi. Stuknęłam Witolda w żebro żeby zerwał się na nogi i popędziłam aby pakował grilla 😉 Zajęło nam to pakowanie nieco czasu, mimo że nie było tego dużo, bo to przecież „tylko do Ustronia”, ale w końcu ok. 12-tej siedziałam już wygodnie w samochodzie i patrzyłam w dal… Nie, nie trwało to jednak długo bo już o 12:15 byliśmy spowrotem przed domem i dopakowywaliśmy manatki 😀 Po 10 min jazdy stwierdziłam, że „jednak nie Ustroń, tylko Bieszczady”…. nie wiem dlaczego, ale od zawsze tak bardzo ciągnie mnie w tamte strony, że pewnie kiedyś zawitam tam po prostu na zawsze – no co, jakieś marzenia trzeba mieć 🙂
Tak więc dopakowałam długie spodnie, śpiwór i więcej jedzenia i GPS pokazywał że będziemy na miejscu o 19-tej 😉
Trochę jednak podróż trwała i zajechaliśmy na miejsce dopiero o 24-tej 🙂 Dlaczego? Opowiem za chwilkę 🙂
W zasadzie to od razu po przyjeździe i zaparkowaniu położyliśmy się spać (usłyszałam jeszcze tylko, że wybrano piosenke na Euro 2012 i się całkowicie załamałam, gdy ją puścili)…
Ale do rzeczy…..
Dawno nie słyszałam takiej ciszy jaka panowała w nocy – gdzieś w oddali wył wilk, zero samochodów…. Spanie rewelacja – na parkingu przy drodze, z drugiej strony las – odlot. Oczywiście parkingi w Bieszczadach mają to do siebie że jak w nocy cisza, to za to od rana pełno na nich turystów z plecakami i różnymi innymi… Zdziwiło mnie, że niektóre panie przyjechały połazić po górach w szpileczkach – no cóż…..
Dawno nie słyszałam takiej ciszy jaka panowała w nocy – gdzieś w oddali wył wilk, zero samochodów…. Spanie rewelacja – na parkingu przy drodze, z drugiej strony las – odlot. Oczywiście parkingi w Bieszczadach mają to do siebie że jak w nocy cisza, to za to od rana pełno na nich turystów z plecakami i różnymi innymi… Zdziwiło mnie, że niektóre panie przyjechały połazić po górach w szpileczkach – no cóż…..
Zagotowaliśmy wodę (skoro świt o 9tej!!!), naszykowaliśmy sobie śniadanie no i co…. chciałam cokolwiek zobaczyć ale przede wszystkim odpocząć. Pojechaliśmy, no – przed siebie – zajechaliśmy do Polańczyka nad Soliną, zapłaciliśmy gościowi 4 zeta za parking, i weszliśmy prosto na zatłoczoną plażę z ogromem turystów, budkami z goframi i lizakami, knajpami i wypożyczalniami wszystkiego….. Przeraziłam się! Moja noga nie postała na tej plaży nawet 5 minut – szkoda tych 4 zł 😉
Pojechaliśmy więc dalej przed siebie…. trafiliśmy do Chrewtu. Patrzymy – woda. Patrzymy dalej – pusto. Słuchamy – cicho – no to tu zostajemy. Zeszliśmy sobie kawałeczek w dół a tam plaża. Taka sama jak powyżej, tylko pusto! Weszliśmy więc do tamtejszego sklepiku, należącego do właściciela terenu pozamawialiśmy co trzeba – i – Lubię To !
Siedzimy se przy plastikowym stoliku na plastikowych krzesłach, przed walącym się budynkiem zwanym „sklep”, patrzymy na wodę, na jachty, podziwiamy pejzaże i udajemy że nie podsłuchujemy siedzących obok nas „tutejszych”.
Wiem, że nie uwierzycie mi w to, że siedząc, pijąc piwo i słuchając przez 1,5h „tutejszych”, można odpocząć za cały rok – ale ja Wam mówię – to jakich informacji się nasłuchaliśmy i to czego się dowiedzieliśmy – i to z pierwszej ręki – tego nie znajdzie nikt nigdy w żadnym przewodniku ani na żadnej stronce informacyjnej o Bieszczadach. Do dzisiaj jestem w szoku! Nie będę Wam opowiadać co dokładnie słyszeliśmy bo pewnie byście posnęły – ale w skrócie, były to opowieści o wędrówkach po najdzikszych terenach Bieszczad, o dzikich zwierzętach, które tam mieszkają i o nogach „tutejszych” do których podchodziły, o warunkach klimatycznych na jakie można się natknąć – niesamowite przeżycie…. słuchało się jak magicznej opowieści….
Po dwóch piwach oczywiście nie mogłam już dłużej utrzymać swojego gadulstwa na wodzy i zagadaliśmy do „tamtejszego” gościa. Co się okazało, trafiliśmy na człowieka z naszej branży – samego bieszczadzkiego fotoreportera i z zamiłowania podróżnika. Co się nasłuchaliśmy dodatkowo i nagadaliśmy – to nasze 🙂 Odpoczynek pierwsza klasa 🙂 Dostaliśmy też info, gdzie można zjeść świeżutkiego pstrąga więc pojechaliśmy 🙂 Obiad był niesamowicie drogi ale ryba przednia, i pewnie długo nie zapomnę tego smaku. Potem nie wiedząc gdzie moglibyśmy pojechać aby odpocząć jeszcze po obiedzie i aby nie zmarnować kolejnych 4 złociszy, pojechaliśmy spowrotem do Chrewtu 🙂 Od poprzedniego wieczoru wyczekiwaliśmy jakiejś naprawdę wielkiej burzy – i o dziwo – trafiliśmy na jej początek tuż przed wyjazdem do domu ! Siedząc, popijając kolejne piwko i obserwując – Lubię To ! 🙂 Mało zdjęć, bo większość zrobionych z samochodu, ale oglądajcie 🙂
Nie ma to jak dobra kolacja – szkoda że nie widzicie wielkości tego superanckiego CZAJNIKA – jest mniejszy od mojego kubka do herbaty 😀
Chrewt – i powiedzcie mi, jak tu nie odpocząć 🙂
Sielsko – zwierzaczki 🙂
Piękne widoki – mimo, że z samochodu – i tak zostaną w mojej pamięci
Wiem, że dużo dzisiaj pisania – ale nie – nie zanudzę Was kolejną opowieścią podróżniczą – teraz będzie z dziedziny „nasza branża” 🙂
Dojechaliśmy nad Solinę dopiero przed 24-tą, ponieważ nie omieszkałam odwiedzić po drodze mojej ukochanej projektantki z DT – GosiaK 🙂 Mimo, że od niej nad Solinę dzieliło mnie jeszcze 60km, nie mogłam sobie odmówić tego krótkiego, ale jakże sympatycznego spotkania 🙂
To co obserwujecie na blogu GosiaK – wszystkie te jej wspaniałe świeczniki, kartki, domki, albumy it itp to małe piwo – na żywo po prostu te prace zwalają z nóg !!!! A jej DWIE pracownie scrapkowe wyglądają tak, że jak je zobaczyłam to ugięły się pode mną nogi i Witkowi chyba też 😀
Pochwalić się też muszę, że moja kochana Gosia wręczyła mi na odprawie wielką pakę prezentów, które aż Wam pokażę, bo skakałam z radości gdy to wszystko zobaczyłam w swoich dłoniach :)))
Gosiulka – jesteś przesympatyczna i strasznie dziękuję Ci że mnie chociaż na chwilkę tak miło ugościłaś ! No i ten błyskawiczny kurs z Distressami 😉 Teraz muszę się przez Ciebie w nie zaopatrzyć – i w matę TH !!! 🙂 Nie mogę się już doczekać aż się spotkamy w Warszawie :)*
Wszystkim, którzy dotrwali do końca dzisiejszego posta bardzo dziękuję i korzystając z okazji zapraszam serdecznie na rozdawnictwo w Magicznej Kartce, które potrwa jeszcze tylko do środy 🙂 Szansa na wygranie zestawu papierków jest podwójna, ponieważ losowanie odbędzie się i na blogu i na Facebooku:) Szczegóły TUTAJ 🙂
Życzę przyjemnego poweekendowego poniedziałku 🙂
Buziaki 🙂










